„Zakorzeniona nadzieja” – Jak nie dałam się pokonać rakowi
Przeczytałam kilka dni temu książkę, której się bałam… Kiedy zobaczyłam na okładce słowa: „Jak nie dałam się pokonać rakowi” pomyślałam, że nie chcę tego czytać… Moja mama i jej siostra przeszły przez raka piersi, a ja widziałam ich ból, ich walkę, ich siłę. Niedługo mnie samą czeka biopsja guza w piersi. Badania usg, mammografii i rezonansu nie wykazały wiele, nie wiadomo co to za guz, a ja mam teraz czytać o czyjejś tragedii?
Kilka dni myślałam czy udźwignę tę lekturę, aż jednego wieczoru wzięłam ją do łóżka, z myślą że przeczytam choć kilka stron i zobaczę co dalej… Na kilku kartach się nie skończyło, dosłownie pochłonęłam ją całą i zrozumiałam, że właśnie JA miałam ją przeczytać.
„Zakorzeniona nadzieja” autorstwa Justyny Trzeciak-Gorzelannej to jedna z tych historii, które wdzierają się w serce, zatrzymują oddech i zostają z czytelnikiem na długo po odłożeniu ostatniej strony. To nie jest książka o raku. To książka o życiu, o jego kruchości, bólu, sile, o nadziei, która potrafi zapuścić korzenie nawet w najbardziej spękanej ziemi.

Autorka – kobieta, żona, matka trójki dzieci, stanęła twarzą w twarz z diagnozą, której nikt nigdy nie chce usłyszeć. Rak piersi z przerzutem. Świat runął w jednej chwili. A jednak, z tej ruiny zaczęło wyrastać coś nowego: odwaga, wiara, wewnętrzna moc, która nie tyle „pokonuje chorobę”, co pozwala przetrwać dzień po dniu, z godnością i miłością. Justyna nie ucieka od prawdy. Nie upiększa, nie udaje, że wszystko da się przetrwać z uśmiechem. Pisze szczerze, momentami brutalnie, ale zawsze z głębi serca.
To, co czyni „Zakorzenioną nadzieję” książką tak niezwykle potrzebną, to jej prawda emocjonalna. Autorka prowadzi nas przez wszystkie etapy tego doświadczenia: od szoku i rozpaczy po stopniowe odzyskiwanie gruntu pod nogami. Pokazuje, że siła nie polega na nieustannym uśmiechu, lecz na pozwoleniu sobie na łzy, na złość, na lęk. Uczy, że nadzieja nie jest czymś gotowym, trzeba ją w sobie pielęgnować, troszczyć się o nią każdego dnia, aż stanie się częścią nas samych.
Justyna pisze także o rodzinie, o rozmowach z dziećmi, o mężu, o bliskości, która w chorobie nabiera nowego znaczenia. To fragmenty najbardziej poruszające, pełne czułości i autentyczności. Czytając je, czułam, że każde słowo powstało z potrzeby serca, z miłości ku życiu.
Dla mnie jest to książka terapeutyczna, nie w sensie poradnika, lecz w sensie spotkania z drugim człowiekiem, który rozumie, co to znaczy bać się, a mimo to idzie dalej. Justyna dzieli się metodami, które pomogły jej odbudowywać zdrowie fizyczne i psychiczne, ale przede wszystkim dzieli się sobą. Z jej opowieści płynie siła, ciepło, światło.
„Zakorzeniona nadzieja” to więcej niż historia walki z rakiem. To hołd dla życia, które nawet zranione i niepewne potrafi rozkwitnąć na nowo. To książka, która daje poczucie, że w najciemniejszym momencie nie jesteśmy sami.
Ach, z całą pewnością jest to lektura obowiązkowa nie tylko dla tych, którzy mierzą się z chorobą, ale dla każdego, kto kiedykolwiek czuł, że grunt usuwa mu się spod nóg. Bo z każdej tragedii może wyrosnąć coś dobrego, jeśli tylko pozwolimy nadziei zapuścić korzenie.
Z miłości ku życiu – to piękne motto Justyny. Po przeczytaniu tej książki trudno o bardziej prawdziwe słowa.
Polecam Wam całym sercem tę wyjątkową, wspierającą, niezwykle cenną i potrzebną lekturę.









„Zakorzeniona nadzieja”
Tekst: Justyna Trzeciak – Gorzelanna
Projekt okładki: Kamil Potęga
Oprawa: miękka
Ilość stron: 156
Dla dorosłych
ISBN: 978-83-976278-1-9
