„O Zenku Marynarzu” – fragmenty nowej książki która ma szansę ujrzeć światło dzienne!

Tekst: Barbara Biel, Ilustracje: Lila Serafin

O Zenku Marynarzu

Opowieść dla Lucynki

1

Nie tak bardzo dawno temu i nie tak znowu daleko, nad jednym ogromnym morzem, żył Zenek Marynarz. Był malutki, mniejszy niż wszyscy inni dookoła, ale miał za to aż sześć nóżek i małą skorupkę na plecach, do której mógł się czasem schować. Bardzo lubił być blisko morza, dlatego kiedy pewnej nocy fale wyrzuciły na plażę muszelkę, od razu postanowił w niej zamieszkać. Było mu tam wygodnie i przytulnie, a Muszelka co wieczór opowiadała Zenkowi, jak to jest mieszkać na dnie morza. Czasem udawała fale morskie i szumiała zupełnie jak one. Wtedy Zenek czuł, że jest szczęśliwy.

Zenek był naprawdę bardzo mały. Nie umiał się wdrapać na żadną z wydm, żeby zobaczyć stamtąd, gdzie się kończy morze. Nie mógł też dotknąć szczytów gór, które były dookoła, żeby sprawdzić, jak bardzo są wysokie. Był za niski, żeby przeskakiwać przez fale. Miał też za małe nóżki, żeby popłynąć na dno morza i zobaczyć wszystkie wspaniałe rzeczy, o których opowiadała Muszelka. Zenek postanowił więc poczekać na dzień, w którym urośnie. Myślał o tym jak wejdzie na wydmę, jak dotknie najwyższej góry na świecie i jak popłynie razem z rybkami daleko w głębiny. Chciał zobaczyć, czy Król Morza naprawdę istnieje i czy syreny naprawdę tak pięknie śpiewają. Czekał cierpliwie, a kiedy czas mu się dłużył, śpiewał sobie po cichutku tak:

Trawa zielona a złoty jest piasek

Pójdę dziś wszędzie i wszystko zobaczę

Fale mi szumią a góry śpiewają

I choć jestem mały

To co dzień dokoła

Wielkie mnie w świecie przygody czekają

[…]

Dni mijały, a Zenek wciąż był mały, mniejszy niż wszyscy inni dookoła. Czekał cierpliwie i z radością wysłuchiwał opowieści Muszelki i marynarzy, ale z dnia na dzień był coraz bardziej smutny. „Co będzie, jeśli nigdy nie urosnę?” – zastanawiał się. „Co, jeśli nigdy nie zobaczę, jak wygląda świat na dnie morza?”.

Akurat kończyło się lato, a morze powoli zrzucało lazurowy kolor, zmieniając go na głęboki granat, bardzo elegancki. Nadchodził wieczór i fale zaczęły się uspokajać po codziennych figlach. Zenek usiadł przy wejściu do swojego domku z Muszelki i zapytał:

– Muszelko, coraz bardziej się boję, że nigdy nie będę na tyle duży, żeby wypłynąć w morze z prawdziwymi marynarzami i przeżyć choć jedną morską przygodę. Wszyscy mówią, że jestem za mały, żeby podróżować, i ja sam to wiem, ale tak bardzo chciałbym spróbować. Co o tym myślisz?

Muszelka milczała przez chwilę zamyślona, po czym odpowiedziała:

– Ja tak naprawdę nigdy nie przeżyłam żadnej przygody i nie wiem, co to właściwie znaczy. Jestem muszlą i nie umiem chodzić jak kraby, pływać i skakać jak delfiny ani latać jak mewy. Jedyne co mogę, to leżeć tam, gdzie fale zdecydują mnie wyrzucić. To prawda, jesteś bardzo mały, a morze bardzo ogromne. Nie umiesz robić wielu rzeczy, jak skakać przez fale czy wspinać się na wydmy. Ale spójrz, ja jestem dużo większa od ciebie, a nie mogę robić tego, co ty robisz codziennie! Spacerować, patrzeć czy siedzieć i machać nogami. Myślę sobie, że każdy jest inny. Jeśli czujesz, że chcesz spróbować – spróbuj. Tylko pamiętaj, że z dna morza nie ma powrotu. Jest piękne i wszyscy, którzy tam mieszkają, są szczęśliwi, ale wiedz, że oni nigdy nie widzieli tego świata, w którym my teraz żyjemy.

– Dziękuję ci, Muszelko, jesteś bardzo mądra. Zdecydowałem, że wyruszę jutro rano. Bardzo się cieszę, że cię spotkałem i że mogłem codziennie słuchać twoich kołysanek. Czy mogłabyś mi zaśpiewać jedną po raz ostatni, zanim wyjadę?

I Muszelka zaczęła cichutko śpiewać swoją ulubioną kołysankę:

*** FRAGMENT 2***

6

Zenek nie pamiętał, kiedy ostatni raz się tak najadł, jak owego wieczoru. Wszyscy poznosili na stół prawdziwe rarytasy, starannie wyszukane w najciaśniejszych zakamarkach portu. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie: okruszki chleba, kawałki egzotycznych owoców, wióry drewna, świeże i suszone listki, a nawet kawałki ziemniaków, co szczególnie uradowało głodnego Zenka. I wszyscy chętnie dzielili się swoimi zdobyczami.

– Port to idealne miejsce dla takich jak my, mały – wyjaśnił mu Krab. – Nie ma takiej rzeczy do jedzenia, której byś tu nie znalazł. Na statkach co dzień przypływają tysiące skrzyń, w których zawsze zostają jakieś smakołyki dla takich małych poszukiwaczy. Oprócz tego co dzień rano wystawia się przy molo setki straganów, z których też zawsze uda się coś uszczknąć.

– No dobrze, ale właściwie jak to się stało, że tu jesteście? Gdzie są wasze domy i wasi przyjaciele? Co tutaj robicie i na co czekacie? – zapytał w końcu Zenek, bo ciekawiło go to już od dłuższego czasu.

– Słyszeliście? – krzyknął Krab, a wszyscy dookoła zamilkli. – Myślę, że nadszedł czas na opowieści.

– Och, uwielbiam nasze opowieści! – wykrzyknęła Ważka. Reszta wygodnie usadowiła się na swoich posłankach. […]

Opowieść Kornika

Moim marzeniem było wybrać się na spacer po prawdziwym lesie. Moglibyście sobie pomyśleć, że to przecież nic nadzwyczajnego dla kogoś, kto na co dzień żyje wśród drzew. Ale to nie takie proste. Korniki rodzą się, dorastają i pracują w pniu drzewa. Całe życie w jednym pniu. Jest nam tam ciepło, to prawda, jest przytulnie, jedzenia mamy w bród i nie znamy głodu, mieszkamy w ogromnych koloniach, więc nie jest nam smutno, jednak nigdy nie opuszczamy swojego drzewa. O lesie wiemy niemal wszystko. Słuchamy opowieści, które raz na jakiś czas przynoszą nam sowy albo wiewiórki i przekazujemy je sobie z pokolenia na pokolenie. Wiemy, że część z nas mieszka w drzewach, które mają liście, a część w takich, które mają igły. Znamy zapach grzybów, choć większość z nas nigdy żadnego nie widziała. Wiemy, co to mech, sarny i lisy. Potrafimy rozpoznać śpiew ptaków przed burzą i skrzypienie śniegu pod wilczymi łapami. Przez lata zrozumieliśmy, że las to ogromne królestwo, gdzie codziennie można odkryć coś nowego. Niektóre drzewa się lubią i pomagają sobie nawzajem w czasie suszy. Inne myślą tylko o sobie. Drzewa rozmawiają ze sobą i nikt nie słyszy tego lepiej niż korniki.

– Kochani, widzę, że nadchodzi ogromny deszcz. Czas rozwinąć liście, żebyśmy wszyscy mogli napić się świeżej wody! Wystarczy dla każdego, nie pchajcie się – mawiają stare dęby przed deszczem, pouczając młodsze i mniejsze drzewa. Kochamy las, budzimy się i zasypiamy, myśląc o drzewach, ale nigdy poza żadne nie wychodzimy. Zawsze bardzo lubiłem, gdy nocą odwiedzały nas sowy i opowiadały o tym, co się wydarzyło w świecie. Wieczorem zawsze śpiewają swoją nocną piosenkę:

Oto bajka, nadstaw ucho

Lasu słuchaj, lasu słuchaj

Sny zielone noc ci niesie

Sny o lesie, sny o lesie

Czasem odfruwam bardzo daleko

Czasem się wznoszę wyżej niż drzewa

Ale niż liście

Ale niż las

Piękniej mi nocą nikt nie śpiewa

Kiedy wszyscy szli spać, ja potrafiłem całą noc słuchać sowich historii – a sowy są bardzo gadatliwe, umieją mówić nawet przez kilka dni bez przerwy.

Długo myślałem o tym, jak mógłbym wymknąć się z naszego pnia i choć na chwilę zobaczyć to wszystko, o czym tyle słyszałem. Aż wymyśliłem, że ukryję się pewnej nocy w sowich piórach. Jestem przecież taki mały, że po zmroku niemal zupełnie mnie nie widać. Tak też zrobiłem. Gdy pewnego wieczoru przyleciała do nas sowa, żeby odpocząć, wślizgnąłem się między pióra na jej skrzydle i czekałem, aż poleci dalej. Wydawało mi się, że czekam całe lata, tak byłem podekscytowany. W końcu poczułem zapach świeżego powietrza, igieł, grzybów, jagód i sam nie wiem czego jeszcze, tak wiele ich było. Lekko wyjrzałem zza piórka w którym siedziałem i ujrzałem tysiące kolorów. Zielone liście, brązową ziemię, fioletowe jagody, czerwone borówki, żółte kaczeńce i niebieskie kałuże. Gdy sowa zleciała trochę niżej, ześlizgnąłem się ze skrzydła i wylądowałem na miękkim mchu. Byłem bardzo szczęśliwy. Wędrowałem po lesie bardzo długo, co dzień zachwycając się nowymi zapachami i widokami. Jednak po pewnym czasie zacząłem tęsknić za kimś, z kim mógłbym porozmawiać. W lesie żyje mnóstwo stworzeń, to prawda, ale niewiele jest tak małych jak ja. Niektóre zwierzęta przechodziły obok, w ogóle mnie nie zauważając. Wreszcie postanowiłem się zdrzemnąć i zastanowić, co robić dalej. Zasnąłem na ogromnej stercie ściętych pni – pomyślałem, że może upadły tak w czasie huraganu, o którym kiedyś opowiadały sowy. Gdy się obudziłem następnego dnia, wszystkie pnie znajdowały się na jakiejś wielkiej, głośnej maszynie. A maszyna stała o tu, w porcie, niedaleko naszego magazynu. Do tej pory nie wiem jak to się stało, ale los przywiódł mnie właśnie tutaj.

Zenek nie mógł uwierzyć własnym uszom. Opowieść Kornika również była podobna do jego własnej historii, choć nie było w niej nic o Królu Mórz. Czy to możliwe, że oprócz morza i wiatru, las także jest fascynujący? Zenek pomyślał, że świat musi być bardzo, bardzo duży. Większy niż do tej pory mu się wydawało.

– Zenku, czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o swojej podróży? Szczególnie chcielibyśmy poznać tę cześć z płynięciem przez morze. – Odezwali się nagle bracia Tramwaje. Zenkowi wydawało się dosyć zabawne, że mówią do niego dwa głosy jednocześnie. – Bo widzisz, my też planujemy wypłynąć w morze. Chcemy dotrzeć na jego drugi brzeg!

Jak Wam się podoba? Jesteście ciekawi całości?

2 thoughts on “„O Zenku Marynarzu” – fragmenty nowej książki która ma szansę ujrzeć światło dzienne!

  • 05/04/2017 at 06:11
    Permalink

    Świetna! Idealna dla młodszych dzieci choć nie tylko! Uczy doceniania tego co się ma, ulepszania tego w czym się jest dobrym 🙂 Bardzo sympatyczna!

  • 05/04/2017 at 06:16
    Permalink

    Także uważam że zapowiada się interesująco i sama jestem ciekawa dalszego ciągu 🙂 Całość liczy ponad 30 stron i znajduje się w niej dużo tak pięknych ilustracji.

Comments are closed.